Nie tylko tenis, to polska duma! Świątek odwraca losy meczu i daje całemu narodowi chwilę, której nie zapomni NIGDY!”

W niedzielę Iga Świątek rozegrała swój czwarty mecz w tegorocznej edycji Roland Garros. Polka zmierzyła się z rozstawioną Jeleną Rybakiną i po emocjonującym, trzysetowym pojedynku odniosła kolejne zwycięstwo. Tym razem na jej drodze do półfinału stanie Elina Switolina!

Świątek, rozstawiona z numerem piątym i broniąca tytułu mistrzyni French Open, nie zwalnia tempa. W Paryżu prezentuje się znakomicie, dokładając kolejne zwycięstwa do swojej imponującej serii na kortach ziemnych. Wcześniej pokonała już Rebeccę Sramkovą, Emmę Raducanu, Jaqueline Cristian, a teraz — Jelenę Rybakinę.

Pojedynek z reprezentantką Kazachstanu był wyjątkowy. To pierwsza rywalka Świątek w tym turnieju, która również była rozstawiona. Obie tenisistki mają w dorobku wielkoszlemowe tytuły: Polka triumfowała trzykrotnie w Roland Garros i raz w US Open, natomiast Rybakina — zwyciężyła w Wimbledonie. Niedzielny mecz dostarczył kibicom wielu emocji — Iga przegrała pierwszego seta aż 1:6, ale pokazała prawdziwy mistrzowski charakter i odwróciła losy spotkania, wygrywając w trzech partiach.

Zanim Iga wybiegła na kort, rozegrano mecz, który wyłonił jej kolejną przeciwniczkę. Elina Switolina zmierzyła się z Jasminą Paolini i również zwyciężyła po trzysetowym boju. To właśnie z Ukrainką Polka zmierzy się w ćwierćfinale.

Świątek awansowała tym samym do drugiego tygodnia rywalizacji w Paryżu. Ćwierćfinały kobiet zaplanowano na wtorek, po dniu przerwy. Półfinały rozegrane zostaną w czwartek, a wielki finał w sobotę. Iga Świątek niezmiennie pozostaje jedną z głównych faworytek do końcowego triumfu.

Iga Świątek to już nie tylko tenisistka – to serce Polski bijące na kortach Roland Garros. W niedzielny wieczór udowodniła, że nawet kiedy świat zaczyna w nią wątpić, ona walczy – dla siebie, ale przede wszystkim dla kraju, który kocha ją bezgranicznie.

Początek meczu był brutalny. Rybakina grała jak maszyna, a Świątek nie mogła się odnaleźć. 1:6 – set, który wielu uznałoby za wyrok. Ale nie Iga. Ona potraktowała to jako wyzwanie. I nie po to ma orła na piersi, by poddać się bez walki.

Drugi set był jak hymn grany rakietą – odrodzenie, siła, determinacja. Gdy wygrała 6:3, w polskich domach znów zapłonęła nadzieja. Ale prawdziwa historia zaczęła się w trzecim secie. Wymiany, które wbijały w fotel. Napięcie, które czuło się w każdym geście. I wreszcie – triumf. 7:5, Iga pada na kolana. Polska wstaje z kanap i bije brawo.

To był moment, który przejdzie do historii – nie tylko tenisa, ale polskiego sportu. Iga nie tylko wygrała mecz. Ona przypomniała nam wszystkim, że w nas – w Polakach – jest siła, której nie da się zatrzymać.

Dziś Iga gra dalej, ale już teraz wygrała coś większego: serca ludzi. Stała się ikoną narodowej siły, symbolem niepoddawania się i najpiękniejszym powodem do dumy, jaki można sobie wyobrazić.